Oto marchewkowe ciasteczka chlebowe o najbardziej oryginalnej nazwie, z jaką się spotkałam. Jaki był mój smutek, gdy zapomniałam tej nazwy, gdy spożyłam je po raz pierwszy na straganie z regionalnym pieczywem. Aż pewnego dnia zaczęłam grzebać w odmętach internetu i je odnalazłam. Obiecałam upiec je moim wychowankom i tak oto nadszedł ten dzień. Nie muszę chyba mówić, że miska do domu wróciła pusta ;)
Składniki (na dwie blachy ciastek):
- 1 kg mąki żytniej (użyłam typ 720)
- 0,5 kg marchewki
- 0,5 szklanki cukru (ja użyłam ksylitolu)
- opakowanie cukru waniliowego (ja miałam domową wersję - ksylitol trzymany w słoiku z laską wanilii
- ćwierć szklanki miodu
- pół opakowania proszku do pieczenia
Marchew obieramy i gotujemy w całości do miękkości. Studzimy i rozdrabniamy (ja użyłam elektrycznego rozdrabniacza i pomogłam sobie tłuczkiem do ziemniaków). Mąkę przesiewamy przez sitko, dodajemy marchew, cukier, miód i proszek do pieczenia i zaczynamy żmudny proces wyrabiania ciasta. Nie dolewamy wody, bo marchew i miód skleją całość, jednak na wyrabianie ciasta trzeba zarezerwować dobre 20 minut, zwłaszcza gdy jest się taką słabą fizycznie kobietką jak ja ;) Gotowe ciasto dzielimy na mniejsze części i rolujemy, tworząc wałek, spłaszczamy i kroimy jak kopytka. Ciastka kładziemy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i wkładamy do piekarnika nagrzanego do ok 200 stopni na 30 minut. Studzimy i... cieszymy się oryginalnymi sycącymi ciastkami :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz