"Zrobisz tą swoją fajną francuską pizzę?" - to pytanie połączone ze słodkim uśmiechem Pana Narzeczonego nie pozostawiło mi dużego wyboru. Lubię robić tarte flambee bo przypomina mi cudowny czas spędzony w Alzacji kilka lat temu, gdzie ludzie plus pyszne jedzenie miało wartość niemalże terapeutyczną i gdzie to cudo można nabyć w lokalnej knajpce w kartonie od pizzy.
Otóż z pizzą ten alzacki smakołyk o dwóch nazwach - francuskiej i niemieckiej - nie ma za wiele wspólnego, gdyż ciasto nie ma drożdży, a tradycyjny wierzch składa się tylko z trzech składników i żaden z nich to nie mozzarella :)
Składniki (na 2 osoby):
- 200 g mąki pszennej
- 125 ml wody
- 2 łyżki oleju
- 200 g kwaśnej śmietany
- 2 średnie cebule
- ok 200- 250 g boczku wędzonego
- sól, pieprz do smaku
Mąkę, wodę, olej i sól zagniatamy na jednolite, niezbyt kleiste ciasto. Gotowe ciasto przekładamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i wałkujemy tak, aby powstał bardzo cienki placek na całej powierzchni blachy. Cebule obieramy i kroimy na cienkie półplasterki, a boczek kroimy w drobną kostkę. Mieszamy boczek i cebulę razem ze śmietaną i całość rozkładamy równomiernie na cieście. Solimy i pieprzymy do smaku. Wkładamy do piekarnika nagrzanego do ok 220 stopni i pieczemy 15-20 stopni, aż ciasto stanie się chrupiące a brzegi zaczną się rumienić (ostatnie 5 minut można wspomóc termoobiegiem, ale nie jest to konieczne). I zajadamy do ostatniego okruszka :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz