Rzadko robię słodkości. Powinnam ich unikać, poza tym rozum wygrywa z łakomstwem i dlatego w moim domu nie ma praktycznie ciast, bo szybko by zniknęły. Jednak gdy ukochany zatęsknił za swoimi ukochanymi kokosankami z pewnego sklepu, postanowiłam zrobić je sama. Przynajmniej mam pewność że nie ma w nich chemii, a Narzeczony spróbowawszy jednej powiedział: "Chrzanić sklepowe!" Czyli chyba mi się udały...
Składniki (na ok 18 kokosanek)
- 200 g wiórków kokosowych
- 2 jajka
- łyżka miękkiego masła
- 2 łyżki oleju kokosowego
- pół szklanki cukru
- 4 łyżeczki mąki
- 1/4 łyżeczki proszku do pieczenia
Białka ubić mikserem na pianę, dodać cukier i ucierać, a następnie dodawać kolejno masło i olej kokosowy (jeśli nie macie oleju, może być tylko masło, ale musi być miękkie) oraz mąkę i proszek do pieczenia. Na końcu dodać wiórki i dobrze wymieszać na niskich obrotach lub łyżką. Z masy formować kulki (ja użyłam w tym celu rękawiczek) lub nabierać masę łyżką i układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Należy pamiętać o odstępach między kokosankami, gdyż trochę "przysiądą" podczas pieczenia. Wkładamy blachę no piekarnika nagrzanego do ok 180 stopni i pieczemy przez 15 minut. Po upieczeniu najlepiej trochę odczekać aż przestygną, zanim zdejmiemy je z blaszki. I studzimy walcząc z łakomstwem by od razu nie skubnąć choć jednej pachnącej kuleczki.
Aż zgłodniałam, idę jedną zjeść, ale to już ostatnia, obiecuję... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz